Jak
pewnie pamiętacie, pod koniec czerwca napisałem na
łamach bloga, że rozpoczynam mały eksperyment związany z językiem
niderlandzkim. Lipiec minął mi bardzo szybko i nadszedł sierpień,
dlatego postanowiłem, że czas zakończyć tę jakże krótką znajomość, która na
początku miała trwać zaledwie dwa tygodnie ;) W tym poście chciałbym się zaś z
Wami podzielić moimi spostrzeżeniami i odczuciami na temat tego języka.
Kiedyś wspominałem już, że języki
germańskie są moją ulubioną grupą językową. Nie sądzę, aby to kiedykolwiek się
zmieniło, gdyż po prostu uważam, że ich gramatyka oraz fonetyka są niezwykle
ciekawe.im rozpocząłem naukę
niderlandzkiego, postanowiłem trochę poczytać na temat tego języka na
anglojęzycznej wikipedii. Przeczytałem tam, że niderlandzki często postrzegany
jest jako mowa pomiędzy angielskim i niemieckim (tak naprawdę nie odkryłem
dzięki temu Ameryki, bo już dawno wydawało mi się, że to coś pomiędzy pomiędzy
tymi językami, jednak teraz po prostu utwierdziłem się w tym przekonaniu). Przypomniało
mi również się, kiedy byłem na takim samym etapie w niemieckim – znajomość słów
mogłem policzyć na palcach u rąk, jednak ta niewiedza jeszcze bardziej
zachęcała mnie do nauki.
Jednak zacznijmy od początku. Dlaczego wybrałem właściwie ten język germański? Muszę przyznać, że po części była to tak naprawdę decyzja spontaniczna. Jednak oprócz tego Holandia zawsze kojarzyła mi się z wielką swobodą, gdzie dawno zalegalizowano rzeczy, które w wielu krajach Europy pozostają niedopuszczalne. Oprócz tego sama nazwa "Holandia" sprawia, że mam przed oczami ogromne pola tulipanów oraz drewniane wiatraki obracające się na wietrze :)
Kiedy kiedyś usłyszałem niderlandzki w telewizji,
pomyślałem sobie, że ma dużo wspólnego z francuskim, ze względu na podobnie
brzmiące „r”. Niedawno przekonałem się jednak, że te dwa języki nie są tak
naprawdę do siebie podobne, bo podobieństwa kończą się, zaczynając na
charczącym „r” (nie licząc niektórych słów, które zostały zapożyczone z
francuskiego, które jednak w moim mniemaniu w jeszcze większych ilościach
występują w niemieckim).
Dowiedziałem się również, że
Holandia, mimo swoich niewielkich rozmiarów, mieści w swoich granicach kilka
dość sporo się różniących dialektów niderlandzkiego. Po miesiącu nauki nie
można stać się ekspertem w tej dziedzinie, jednak muszę przyznać, że podczas
słuchania nagrań wielokrotnie mogłem mogłem się o tym przekonać, bo dało się zauważyć,
że lektorzy często nieco inaczej wymawiają dane słowa (i tak na przykład jeden
z nich wymawiał „r” gardłowe, a drugi już normalne, bardzo podobne do tego
polskiego). Inny przykład to czasownik „zijn”, który oznacza „być”. Czasami
(wymowę zapisuję oczywiście w uproszczeniu) wymawiano go jako „zen” z długim
„e”, a innym razem jako „cajn”.
W holenderskim spotkałem się z
dużą ilością długich słów, które według niektórych osób, z którymi rozmawiałem
są atutem języka niemieckiego :D Wiele z nich było naprawdę trudnych do
przeczytania, biorąc pod uwagę to, że w niderlandzkim, oprócz ogólnie
przyjętych zasad dotyczących wymowy, często dane słowa lub grupy liter czyta
się zupełnie inaczej niż można by pomyśleć na początku (co również występuje w
angielskim, chociaż po 8 latach nauki bez problemu potrafię tam przeczytać
prawie każde słowo, z którym spotykam się pierwszy raz, dlatego uważam, że przy
odrobinie praktyki z niderlandzkim byłoby podobnie). Swoją drogą, mam też swoje
ulubione słowo „alstublieft” (czyt. alstublift), które oznacza „proszę”.
Niezbyt skomplikowane i bardzo łatwe do zapamiętania, a jednak jego wymówienie
sprawia, że znowu przypomina mi się cały klimat holenderskiego :) Ogólnie muszę przyznać, że język wielokrotnie mnie zaskoczył i naprawdę cały mi się spodobał - jego brzmienie, gramatyka, słownictwo.
Języka niderlandzkiego uczyłem
się równo przez 30 dni, zaczynając 22 czerwca i kończąc 21 lipca ;) Od tego
czasu całkowicie zawiesiłem naukę i do niego nie powracałem. Niektórym takie
coś może się wydać bez sensu i całkowicie nieprzydatne, jednak ja zawsze
chciałem choć trochę poznać jakiś język germański inny niż angielski i
niemiecki. Oprócz tego nauka języków to moje hobby, a przecież nie wszystkie
rzeczy, które lubimy muszą nam przynosić jakąś wielką korzyść :) A co do samego
niderlandzkiego… Nie mam pojęcia, czy kiedykolwiek zacznę kontynuować jego
naukę. Nawet jeśli tak, to pewnie do tego czasu i tak spora większość rzeczy
wyparuje mi z głowy i będę musiał przypominać sobie podstawy (choć tak naprawdę
przez miesiąc nie da się nauczyć ogromnej partii materiału, więc nic
straconego). Mam jednak nadzieję, że czasami będę miał czas usiąść, otworzyć
zeszyt do niderlandzkiego, który założyłem pod koniec czerwca i jeszcze raz
przeczytać słówka czy wyrażenia, których się przez ten czas uczyłem :)
Też uważam, że nie był to żaden zmarnowany czas. Zapoznałeś się z brzmieniem i ogólną specyfiką języka i to jest najważniejsze i pewnie bardzo wartościowe dla Ciebie. Ja podobny eksperyment prowadzę teraz ze szwedzkim, z tym że jak na razie nie planuje (przynajmniej do października) zawieszać nauki. A jak trzeba będzie to to zrobię, bo to co moje to moje i nikt mi tej wiedzy nie zabierze:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Więc w takim razie trzymam kciuki za naukę szwedzkiego! :D
UsuńCiekawi mnie ten język i jednocześnie odrzuca. Wydaje mi się strasznie trudny chociaż chciałabym kiedyś spróbować chociaż podstawy załapać ;) Na pierwszy rzut jednak idzie niemiecki. Muszę nareszcie ogarnąć ten język i jak będę na przyzwoitym poziomie to wtedy pomyślę co dalej ;]
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za Twój niemiecki. Kto wie, może właśnie w przyszłości jego znajomość pomoże Ci w nauce jakiegoś innego języka germańskiego bardzo do niego podobnego, jak na przykład niderlandzkiego :)
UsuńJa nie przepadam za językami tego typu, ale skoro są ludzie, którzy to lubią to świetnie :) Grunt, to czerpać przyjemność z nauki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Paweł Zieliński
http://twojwybortwojaprzyszlosc.blogspot.com/
Nawet poznanie samych podstaw języka obcego, który nie jest popularny sprawia ogromną frajdę.
OdpowiedzUsuńUmożliwia nam to zastanowienie się czy ten język jest stworzony dla nas, czy może nie warto do niego wracać.
Sama jestem zafascynowana tureckim i wiem, że to język idealny dla mnie, natomiast nigdy nie wrócę do nauki chińskiego.
Jestem jak najbardziej za takimi 'przygodami' językowymi.
Nauka języków to ważna rzecz :).
Pozdrawiam,
Ahsen
http://letsstudylanguages.blogspot.com/
Zgadzam się w stu procentach :-) Co do tureckiego - nigdy nie myślałem na poważnie o jego nauce, ale kiedyś przysiadłem na chwilę do internetu, by chociaż trochę poczytać o jego specyfice i myślę, że to bardzo fajny język.
UsuńMam podobnie, jak Paulina. :) Najpierw chcę ogarnąć niemiecki. Ale jak zwykle post o jakimś języki kusi mnie niesamowicie do rozpoczęcia nauki. :)
OdpowiedzUsuńNo i wyzwanie masz zaliczone, gratulacje!:)
Niderlandzki zbyt mocno kojarzy mi się z niemieckim, za którego akcentem nie przepadam, to nie był zmarnowany czas. Każde nowe doświadczenia językowe są ważne, w końcu człowiek uczy się na błędach ;)
OdpowiedzUsuńJęzyk budzi we mnie mieszane uczucie, gdyż jest to dla mnie nieodkryta jeszcze tajemnica, a mimo to obawiam się, gdyż wydaję mi się on potwornie trudny... Może w niedalekiej przyszłości również uda mi się podjąć takie wyzwanie. I zakończyć je z takim sukcesem jak Ty. Gratulacje!
OdpowiedzUsuńChoć na razie na moją tapetę idzie frencz, angielski i zmora - niemiecki, na pewno nie zapomnę o niderlandzkim!
Zapraszam do siebie, jako, że dzisiaj dopiero zaczęłam ;).
Gratuluję wyzwania!
OdpowiedzUsuńOsobiście uważam, że niderlandzki jest prostszy od angielskiego jeśli chodzi o czytanie - bo czyta się tak, jak się pisze - po zapoznaniu się najpierw z zasadami wymowy ;)
Pozdrawiam
Dora
www.jezykholenderski.blogspot.com