Jakiś czas temu obiecałem, że opublikuję na łamach bloga
wpis poświęcony mojemu planowi nauki języków. Chciałem podzielić się z tym już
kilka dni temu, jednak ze względu na szkolne szaleństwo czas ten się nieco
wydłużył. To nie będzie poradnik pt. „Jak skutecznie zacząć się uczyć”, więc po
przeczytaniu wpisu opanowanie języka nie stanie się czymś dziecinnie prostym –
ja sam nie posiadam wystarczającego doświadczenia, abym mógł tu opublikować
zbawienny środek. Poza tym, jak sami wiecie, języki to coś, czemu musimy
poświęcić sporo czasu. Dziś chciałbym jedynie przedstawić zarys mojej
codzienności. Kto wie, może komuś się to jednak przyda?
Moim hasłem przewodnim, którym kieruję się w swoim krótkim
jak na razie życiu jest zdanie „Jest tylko jeden sposób nauki – poprzez działanie”,
czyli tytuł mojego bloga. Wielu z was wydaje się ono pewnie znajome, gdyż jego
autorem jest sam Paulo Coelho i możemy je znaleźć w powieści „Alchemik”. Zwrot
ten szybko do mnie przylgnął i w końcu postanowiłem według niego postępować, bo
przecież uczymy się, działając, a sama nauka jest działaniem i inwestycją w
przyszłość.
Każdego dnia staram się spędzać jak najwięcej czasu z
językami i otaczam się nimi w każdej wolnej chwili. Los zrządził tak, że stałem
się ich wielkim pasjonatem i bardzo się z tego cieszę, gdyż dzięki temu już wiem,
co chcę robić w przyszłości. Każda chwila, każde nowe słówko uświadamia mnie,
że jestem coraz bliżej perfekcji we władaniu angielskim, niemieckim czy choćby
hiszpańskiej – perfekcji, do której mi jeszcze daleko. Dlatego tak ważny jest
dla mnie czas i staram się nie tracić czasu na niepotrzebne rzeczy. Przejdźmy
jednak do sedna tematu.
Przez szkołę i konieczność uczenia się rzeczy, z których i
tak ponad połowa mi się nie przyda doba znacznie się skróca, przez to czasu
jest mniej. Staram się więc mniej więcej rozplanować naukę tak, abym mógł
poświęcić wszystkim językom choć minimalną ilość czasu. Nie ukrywam, że w
chwili obecnej głównie skupiam się na angielskim. W następnej kolejności, choć
muszę przyznać, że jest to różnica minimalna, stoi niemiecki. Najmniej czasu
(co wcale nie oznacza, że mało!) poświęcam hiszpańskiemu. Powody są proste.
Jest to język dodatkowy, można nawet powiedzieć, że pozaszkolny, więc uczę się
go powoli, bo wiem, że przyjdzie jeszcze czas, aby zacząć się go intensywnie
uczyć, a na razie chcę poświęcić najwięcej czasu dwóm pierwszym.
Choć wspomniałem, że staram się mieć jako tako rozplanowaną
naukę, to jednak nie posiadam ścisłego planu. Wszystko się zmienia – może wypadnie
mi nieplanowane spotkanie z kolegami, może po prostu będę chciał zająć się czym
innym. Potem narobiłbym sobie przez to tylko niepotrzebnych zaległości. A w
końcu uczę się dla siebie, więc takie nadrabianie programu jest bez sensu.
Postanowiłem sporządzić ścisłą listę kilka razy, a kiedy okazało się, że do
danego czasu powinienem przerobić już następny temat z książki, wziąłem się
szybko do pracy. Dopiero po chwili przypomniałem sobie, że przecież nikt mnie
nie goni i coś takiego, jak zaległości w indywidualnej nauce nie istnieje.
Na samym początku chciałem powiedzieć, że poza powtórkami,
każdy dzień staram się poświęcić głównie jednemu językowi. Przykładowo: w
poniedziałek skupiam się na angielskim, utrwalając jednak wiadomości z
pozostałych języków, we wtorek uczę się niemieckiego itd. Nie mam określonych
zasad mówiących mi, że hiszpańskiego mam się uczyć w środy i soboty, bo nie
lubię rutyny. Zawsze rano (czy to w dni wolne, czy przed pójściem do szkoły)
staram się robić chociaż krótkie powtórki – zero nowego materiału. Przypominam
sobie słówka z fiszek, których dzień wcześniej się uczyłem, uruchamiam program
Anki – chociaż to ostatnie czasami nie wypala, bo raz na jakiś czas zdarzy się,
że o tym zapomnę lub nie będzie mi się zwyczajnie chciało.
Najczęściej dopiero po południu zabieram się za następną
partię materiału. Jeżeli rano zapamiętałem mało z ostatniej lekcji – powracam do
niej, aby utrwalić poznane wiadomości. Jeżeli wszystko jest w porządku – ruszam
dalej. Często na początku nauki staram się wprowadzać na komputer słówka, które
będą mi potrzebne danego dnia, abym później musiał je tylko utrwalić. Nieraz
zdarza się również, że od razu przechodzę do wykonywania ćwiczeń – wtedy mózg
pracuje na pełnych obrotach i stara się zapamiętać jak najwięcej – muszę przyznać,
że ten drugi rodzaj nauki wiele razy jest skuteczniejszy od pierwszego. Z
gramatyką raczej nie mam problemów, bo w tym przypadku uwielbiam rozwiązywać
różnorodne zadania, które utrwalą moją wiedzę. Codziennie staram się poznać
jakieś nowe zagadnienie, rzeczy trudniejsze jak np. okresy warunkowe lub czasy
rozkładam na więcej dni. W międzyczasie staram się pisać z obcokrajowcami na
portalach językowych (np. Busuu). Powinienem też zacząć rozmawiać przez Skype i
mam nadzieję, że w końcu uda mi się to robić. Od października chciałem się
zapisać do szkoły językowej z angielskiego, jednak nie czułem się jeszcze
gotowy, gdyż chciałem wypaść jak najlepiej na egzaminie wstępnym. Wiem, dziwnie
to moje postępowanie, ale postanowiłem, że koniecznie muszę zacząć uczęszczać
na kurs od następnego roku. Wiele osób uważa, że to strata czasu i pieniędzy,
ale ja mam inne zdanie o tego typu lekcjach.
Wieczorem staram się zająć się czymś innym – najczęściej jest
to kolejny odcinek serialu w danym języku. Według mnie to nagroda za dzień
nauki i sposób na odprężenie się oraz doskonalenie rozumienia ze słuchu. To
także czas, by coś poczytać (książkę, artykuł w Internecie). Niedawno zacząłem
też słuchać audiobooków.
Tak wygląda mój plan dnia. Wiem, że nie jest zbyt
szczegółowy, ale, jak już mówiłem, nie mam określonego harmonogramu mówiącego
mi, co mam robić o danej godzinie. Może coś przeoczyłem, więc jeżeli jesteście
czegoś ciekawi – pytajcie w komentarzach! Część druga już niebawem – będę się w
niej skupiał głównie na moich wypracowanych metodach.